robić zdjęcia z pasją, czyli mniej ale lepsze; podszkolić się, bo moja wiedza o cyfrówkach jest naprawdę znikoma, a najwyższy czas zacząć korzystać w pełni z ich możliwości, a nie traktować jak ubogiej wersji aparatu analogowego
No, chyba wyszło. Formalny kurs fotografii cyfrowej raczej mi nie zaszkodził. Ale im lepiej mi wychodzi i im bardziej mi się chce, tym wyraźniej widzę, że jeszcze wciąż dużo pracy przede mną.kontynuować dobry nawyk (a w zasadzie to chyba już uzależnienie) tzn. bieganie; te 5km dziennie przynajmniej; czasem do tego jakieś brzuszki nie zaszkodzą
5km dziennie jest niestety nierealne, chyba że się dysponuje 26-godzinną dobą. Ale i tu nie było źle, chociaż ostatnio brakło mi warunków, żeby biegać regularnie - pod tym względem ogromnie brakuje mi Kopenhagi (pod innymi zresztą też...).ograniczyć spożycie czarnej herbaty - przerzucić się na czerwoną, zieloną, roibos, mate, ziółka itd.
Średnio wyszło dobrze, chociaż ostatnio psuję statystyki, bo jednak w mroźne zimowe wieczory nie ma to jak gorąca czarna herbata z cytryną (i/lub miodem, jeśli takowy jest na podorędziu).kontynuować pisanie wszelkie
Już pisałam, że nie sądziłam, że to się uda, że mnie wciągnie i w dodatku okaże się pożyteczne. A jednak.znaleźć pracę (po powrocie z Erasmusa będę mieć w cholerę wolnego czasu, bo większość kursów w IV roku już zaliczyłam, a w końcu ileż można fakultetów robić...?)
Fakultetów, jak się okazuje, można robić bez liku, zwłaszcza jak nagle otworzyli co najmniej z pięć, które mnie wyjątkowo interesowały (w tym wspomniana fotografia). I muszę przyznać, że stypendia trochę mnie rozpuściły - nie czuję jeszcze takiej presji. Do tego wakacje trwające ledwie miasiąc, to zdecydowanie zbyt mało czasu, żeby się załapać na jakąś sensowną praktykę.obejrzeć do końca
Obejrzałam. Wymagało to trochę samozaparcia i słuchania w tle co nudniejszych odcinków. I tu dygresja na temat:Star Gate
(skończyłam gdzieś w połowie 5 serii, jak dopiero zaczynało się robić ciekawie)
---------------------------------------
7. i 8. sezon były rzeczywiście - zgodnie z zapewnieniami - niezłe i jeśli ktoś lubi sci-fi, to chyba warto się pomęczyć, żeby do nich dotrwać (słabsze odcinki oczywiście też się zdarzały, ale też było sporo ponadprzeciętnych). Tylko, że na tym zabawa powinna się skończyć - zresztą wygląda, że tak właśnie miało być, ale ktoś chciał pociągnąć dalej. No i się ciągnęło i rozkręcało na nowo bardzo powoli, tak raczej na siłę wszystko na nowo sklejali. Do tego brak Jacka O'Niella dawał się odczuć boleśnie - gdyby nie Vala, to byłoby po prostu nudno, bo nawet zabawa z legendami arturiańskimi niespecjalnie poprawiła sytuację, jakoś tak bez polotu i płytko to zrobili. No i w zasadzie wszystko się rozwiązało w połowie 10. sezonu, a potem znów wymyślali na siłę, żeby tylko dociągnąć do końca. I jeszcze zakończenie [8. sezonu] z pójściem na ryby było według mnie idealne - lepszego się wymyślić nie dało i na tym powinni poprzestać. Muzyka ładna i wraz z rozwojem sytuacji zaczęła grać coraz większą rolę, co oczywiście zaliczam na plus. Kolejna wielka zaleta, to romans, którego nie było, czyli wątek miłosny, który nie został nadmiernie wyeksponowany i wyeksploatowany, a raczej schowany, ukryty w tle, nigdy na pierwszym planie; w dodatku z otwartym zakończeniem i tylko niezwykle lekką sugestią, w którym kierunku się to wszystko mogło potoczyć.
Z uwag ogólnych, to umknął mi moment, w którym twórcy serialu gładko przeszli do porządku dziennego nad faktem, że nagle wszyscy ludzie - nie tylko ludzie ludzie, ale też ludzie innych gatunków - w całej galaktyce Drogi Mlecznej (i w innych przy okazji też, a jakże) zaczęli mówić po angielsku - ale to akurat jeszcze gdzieś w początkach tego serialu było. WAutostopem przez galaktykę
mieli przynajmniej na tyle przyzwoitosci, żeby wymyślić rybę-babel.
Z kolei pomysły na fabułę też się chyba twórcom w pewnym momencie zaczęły kończyć - albo to moja wyobraźnia, że Anubis wykazuje podobieństwo do Mistrz Sithów, a konfederacja przemytników, dziwni kosmici-nieludzie i w ogóle nowe przygody SG-1 w całości dziwnie przypominają perypetie Hana Solo i jego kompanii. Nie żebym miała coś przeciwko, no ale żeby to jeszcze było subtelnie albo, wręcz przeciwnie, prosto z mostu i z wyraźnym przymrużeniem oka - bo tak jak jest, to jest nijako...
Do tego trochę przesadzili z szybkością postępu. Rozumiem, że pomogli sobie podpinając ziemskie intejfejsy pod kosmiczne technologie (phi!), ale ten nagły skok w kierunkuStar treka
, to jednak lekka przesada: żeby zamiast polatać sobie najpierw w naszym układzie, skakać od razu do sąsiednich galaktyk? - no przecież trzeba by się najpierw nauczyć chodzić, zanim zacznie się biegać, nie...? Przy czymStar trek
ma dodatkowo tę przewagę, że pokazuje świat kilka stuleci później, kiedy cały postęp technologiczny i towarzyszące mu niezbędne zmiany w porzadku społecznym już się dawno dokonały. WStargate
natomiast próbują to wszystko pokazać krok po kroku, logicznie wytłumaczyć i, co najlepsze, zmieścić w jednej dekadzie. To tylko tak a propos globalnych niedociągnięć widocznych z szerszej perspektywy, których w zasadzie nie zauważa się, oglądając jeden odcinek - można sobie nawet nie uświadamiać, że coś nie gra, skupiając się tylko na jednej przygodzie naraz (bo konkretnych wpadek technicznych nie sposób zliczyć, ale też i nie ma sensu się na nich skupiać, bo traci się radość z oglądania).
---------------------------------------
Dygresji koniec. To w ogóle był rok zdecydowanie bardziej filmowo-serialowy i muzyczny niż książkowy. Wiele kinowych zaległości nadrobiłam w te zimowe wieczory. Wiele literackich zaległości się utworzyło. Ale nadrobię, wiem, że tak.według Facebooka powinnam spróbować czegoś nowego (np. kamasutry extreme albo ewentualnie papryczek jalapenos - cokolwiek to jest)
Ilość nowości w tym roku mam jak najbardziej ponad przeciętną - zaliczone.właśnie, a propos: grać tylko w jedną grę na fb naraz
Nie gram w żadną, ale oczywiście sesja nie byłaby sesją, gdybym sobie nie znalazła jakiegoś sposobu na marnowanie czasu, a niestety odkryłam, że wyszła czwarta część Virtual Villagers, więc...
Chociaż może po prostu źle się do tego zabrałam tzn. wydaje mi się, że te postanowienia powinny mieć nieco inny charakter, żeby miały sens i moc - ale, tak czy owak, to raczej nie dla mnie.