Strony

niedziela, 30 stycznia 2011

News

Polskie portale informacyjne mnie coraz bardziej zniechęcają. Tak, dobrze jest się czasem zorientować, co się dzieje w kraju (i w ogóle na świecie), ale według większości serwisów dzieje się cały czas to samo i głównie w polityce, ewentualnie w świecie celebrytów, których nie rozpoznaję.
Kiedy oglądałam telewizję, to zawsze preferowałam "Teleexpress" - krótko, ale o wszystkim po trochu, z umiarkowaną dawką humoru i nawet na muzykę, literaturę i nowinki naukowo-technologiczne byli w stanie wygospodarować minutę czy dwie z kwadransa.
Na dodatek, wiadomości Polskiego Radia (i w ogóle jakakolwiek strona PR) wysypują mi obecnie przeglądarkę.
W związku z powyższym, oficjalnie przerzucam się na BBC albo CNN tudzież Reutersa czy coś jeszcze innego - które konkretnie to się okaże po okresie próbnym.
Poza tym, znalazłam niezłą metodę na orientowanie się w świecie: otóż, jest kilka osób, których opiniom ufam, a które mają talent, chęć i czas do wyszukiwania i podawania dalej istotnych informacji; często też opatrują te wiadomości własnym, ciekawym komentarzem - z którym nie zawsze się zgadzam, ale przynajmniej mam wtedy jakiś punkt odniesienia i impuls do wyrobienia sobie własnej opinii. Jedyny minus tej metody jest taki, że obieg informacji jest wtedy nieco opóźniony w stosunku do bieżących wydarzeń.

Zasłyszane/wyczytane:
  • Pseudopatriotyzm nic tutaj nie zmieni. // a propos raportu MAK, kontrraportu, ciągłych zastrzeżeń i kontrowersji
  • Rozbiory w Polsce wzięły się stąd, że Polacy nie płacili podatków! // Polskie Radio Trójka, audycja Za a nawet przeciw, dyskusja na temat Czy płacenie podatków w kraju jest naszym patriotycznym obowiązkiem?

czwartek, 27 stycznia 2011

Spisana

Zdjęto mi dziś odciski palców.
No, dobra - jednego palca.
A dokładnie, mój palec wskazujący został zeskanowany czytnikiem.

Kupiłam dziś kartę do centrum sportowego. Myk polega na tym, że żadnej karty nie ma - mój odcisk został zapisany w bazie danych i gdy będę chciała wejść na któryś z obiektów sportowych VU, wystarczy że wylegitymuję się swoim palcem przy czytniku przed wejściem, który wpuści mnie za bramkę.

W każdym razie mogę się wreszcie wyszaleć na siatkówce, aerobiku, siłowni itd.

wtorek, 25 stycznia 2011

Back to A'dam

Bilans po miesięcznej nieobecności:
  • A'dam przywitał mnie wiosną - kapryśną, przelotnie deszczową, ale jednak momentami słoneczną i ciepłą // to, czego najbardziej żałuję z wyjazdu do Kopenhagi, to że trwał tylko semestr, i to semestr zimowy, więc nie było mi dane oglądać Zelandii wiosną; trzeba będzie nadrobić z A'damem
  • wieżowiec naprzeciwko urósł o 4 albo 5 pięter // widać odwilż zaowocowała wznowieniem prac na budowie i to w tempie ekspresowym
  • akademik stoi // ale czy będzie nadal stał jutro, tego nie wiadomo, bo wieczorem impreza pożegnalna dla tych wyjeżdżających
  • w kanale leżą obecnie nie kradzione wózki sklepowe, ale kanapa i telewizor
  • rower przeżył i jeździ // pierwsza wycieczka do sklepu po zapasy
  • nikt nie zajął mojej półki w lodówce (!!) // no, przynajmniej nie całkiem
  • sąsiedzi na piętrze wciąż ci sami // ale niektórzy już niedługo, bo erasmusi z pierwszego semestru wracają do siebie

I bohaterka ostatniej podróży:

niedziela, 23 stycznia 2011

Notatki z Krakowa


  • Sylwester, Nowy Rok, Trzech Króli
  • zima, wiosna, zima, jesień, lato w duszy
  • kaplica, kościół, cmentarz, zamek
  • rynek, pod rynkiem i nad
  • muzeum, prawie-filharmonia, kino
  • Daniel Olbrychski, Tom Hanks i Nicholas Cage
  • Maciej Stuhr, Alan Menken
  • Carter Burwell, Blågårds Apotek
  • piwo jęczmnienne, pszeniczne, piwo jasne, ciemne, grzane piwo, dobre piwo, bardzo dobre piwo, piwo, które-udaje-lepsze-niż-jest-w-rzeczywistości
  • Katedra, Omerta, Stary Port, Nawojka, Kuranty (w większości w kombinacjach 3x2)
  • zakaz palenia
  • karaoke klubowe, karoke domowe
  • twister, jenga, brydż
  • Retoryka, Rusznikarska, Bratysławska, Kamienna, Długa, Jana, Floriańska, Grodzka, Poselska, Gołębia, Rzeźnicza, Miodowa, Krupnicza, Rajska, Reymonta
  • teoria L-przestrzeni
  • UJ, WFAIS, WP
  • Collegium Novum, Collegium Phisicum, Collegium Wróblewskiego
  • SMP, SKIS, IS, ZTI, ZPiGK
  • mgr, MSc, PhD
  • prawo Conweya, prawo Parkinsona, prawa Murphy'ego
  • buty i Buty
  • bagaż (a miejmy nadzięję, że raczej Bagaż)
  • błękit pruski, indygo i pudrowy róż
  • bańki mydlane
  • delicje szampańskie pu-erh, tandoori masala
  • obwarzanek z hejnałem
  • Chopin, fortepian, przystanek autobusowy
  • samochód, bus, tramwaj, szybki tramwaj, autobus (w którym dowiedziałam się, że czarny płaszcz jest tym dla kobiety, czym garnitur dla mężczyzny tzn. niezbędnym elementem garderoby i nawet jeśli się w nim nie wychodzi, to ma być i w szafie wisieć) i spóźnione pociągi na dokładkę
  • surrealistyczna stacja metra-niemetra i nieruchome schody ruchome
  • 3, 50, 20/13, 6A/2, 59*5076, 4, -103, -104

środa, 19 stycznia 2011

Prawo Conweya (mgr odc. 0)

W 1968 r. informatyk Melvin Conway (z wykształcenia fizyk i matematyk) opublikował artykuł How Do Committees Invent?, którego główną tezą było stwierdzenie:
Organizations which design systems (in the broad sense) are constrained to produce designs which are copies of the communication structures of these organizations.
czyli struktura projektowanego systemu odzwierciedla strukturę organizacji, która ten system projektuje. Brzmi dość zabawnie i zaskakująco, bo znaczy to przecież mniej więcej, że jeśli za system zabiorą się trzy grupy inżynierów, to architektura tego systemu będzie się składała z trzech głównych modułów; co więcej, sposób i jakość komunikacji tych modułów będzie odzwierciedlać sposób i jakość komunikacji grup projektowych.

Przykłady

Prawo Conweya podobno całkiem nieźle daje się obserwować na przykładzie studentów wykonujących projekty grupowe. Przykład z ostatniego semestru: robiłam kurs Software architecture, gdzie w kilkuosobowych grupach projektuje się architekturę jakiegoś systemu; jednym z etapów przygotowania dokumentacji jest wykonanie kilku widoków danego systemu; wykładowca stwierdził, że wyraźnie daje się zaobserwować zależność między ilością takich widoków a ilością studentów w grupie i podziałem ról.
Także wszelkie niezgodności, uprzedzenia i problemy komunikacyjne między członkami zespołów mogą się manifestować w projektowanym systemie.
Z innej beczki: mamy gotowy jakiś element (klasę, moduł...), do kórego należy wprowadzić zmiany. Jeśli wykonanie tych zmian zostanie zlecone osobie, która stworzyła ten element, to najprawdopodobniej zmodyfikuje ona oryginalny kod. Jeśli natomiast zmiany ma wykonać osoba, która wcześniej nie pracowała nad tym elementem, to większe prawdopodobieństwo, że stworzy ona np. nową klasę, która odziedziczy własności poprzedniej, a którą rozszerzy o pożądane własności.
Prawo Conweya ma też dalsze implikacje, przydatne menadżerom w zarządzaniu projektami. Jeśli zespół pracuje nie nad nowym systemem, ale już istniejącym, który należy zmodyfikować, dobrze jest upewnić się, że struktura tego zospołu odpowiada architekturze systemu, bo w przeciwnym razie mogą być kłopoty.

W sieci

Dla bardziej zainteresowanych polecam:

A dlaczego mnie to w ogóle interesuje?

Weryfikacja tego właśnie prawa - poprzez analizę wzorców komunikacyjnych deweloperów i porównanie z architekturą systemów, nad którymi pracują - stanowiła jedną z propozycji projektów do zrobienia w ramach pracy magisterskiej. I wymyśliłam sobie, że to coś w sam raz dla mnie: jest teoria i jest praktyka; trzeba trochę poczytać, pogrzebać w dokumentacji i standardach, ale też napisać coś praktycznego (prawdopodbnie bawiąc się w dobranie odpowiedniego algorytmu ewolucyjnego tudzież czegoś podobnego), żeby przekopać się przez dostępne dane i doszukać się schematów; na dodatek temat trochę z pogranicza, zahacza o socjologię.
Tyle tylko, że już zajęty...


Może w następnym odcinku napiszę, na czym ostatecznie stanęło.

sobota, 15 stycznia 2011

Co słychać?

Zazwyczaj odpowiadam tytułem słuchanego właśnie utworu i nazwiskiem wykonawcy/kompozytora. Ostatnio w większości jest to muzyka filmowa, czyli współczesna muzyka klasyczna.

A poważniej, to kiedy większość ludzi pyta Co słychać? Co u ciebie?, przeważnie zaczynam opowiadać, w jakim kraju, mieście teraz mieszkam, na jakim etapie są moje studia, jak się to ma do innych aspektów życia itd. - bo takiej odpowiedzi mój rozmówca się spodziewa.
Aż tu pewnego razu słyszę te same pytania, ale mam wrażenie, że człowiek, który je zadaje, oczekuje innej zgoła odpowiedzi - jakby... głębszej...? albo jeszcze lepiej: oczekuje takiej odpowiedzi, jakiej ja mam chęć/odwagę mu udzielić. I co tu z takim począć?
Pewnie i miałabym ochotę poopowiadać inaczej. Cały problem w tym, że ja nie wiem, czy powinnam. No bo jak to tak...? (Ci, którzy chcą wiedzieć, przeważnie pytają wprost, a ja takich pytań przeważnie nie zbywam.) A jak nie wiem i nie mam pewności, to wolę się nie wychylać i nie sprawdzać.
I znowu: tchórz jestem, i tyle.

Ogłaszam wszem i wobec, że zakocham się natychmiast w mężczyźnie, który zaśpiewa mi [ładnie] tę piosenkę:

czwartek, 13 stycznia 2011

Dystans

Ja to jednak tchórz jestem. Jak coś mi się nie podoba, to staram się unikać, zamiast zdystansować się i spróbować nabrać jakiejś odporności.
Jaką trzeba mieć siłę woli i dystans do siebie i świata, żeby z własnej woli dać się bombardować otaczającym nas zewsząd nonsensem? Bo czy jest to frapujące albo interesujące - owszem, być może; ale dla mnie przede wszystkim - przerażające.

Z innej bajki: stwierdzam, że Kraków staje się miastem europejskim. Wniosek ten jest wynikiem wizyty w podziemiach rynku. Muzeum tam otwarte jest jednym z lepszych - o ile nie najlepszym - jakie zdarzyło mi się zwiedzać w Polsce. Bo z racji mojej dobrowolej emigracji oraz związanego z tym plątania się po Europie, naooglądałam się różnych innych ciekawych placówek muzealnych.
Podziemia pod krakowskim rynkiem wytrzymują porównanie. Muzeum jest interaktywne, ale na szczęście nie przedobrzyli z tymi wszystkimi multimediami tzn. nie ma przerostu formy nad treścią. Jest to dobrze zbalansowane, eksponaty i prezentowana tam historia nie gubią się w efektach specjalnych. To, co jest prezentowane, już samo w sobie jest ciekawe, ale sposób, w jaki to jest prezentowane, pozwala mieć nadzieję, że są jeszcze w tym kraju ludzie, którym nie zbywa na kreatywności.
Polecam.
Polecam też wybrać się ze znajomymi i razem pobawić się w szukanie skarbu narodów, świętego graala tudzież ukrytych symboli masońskich prowadzących do skarbu - zabawa przednia. I w towarzystwie jakoś raźniej ogląda się bajkę o królu Kraku puszczaną w kąciku dla dzieci.