0km
Ponad 3000 ludzi na starcie. W tej masie zobaczyłam człowieka, który oprócz numeru startowego z przodu koszulki, z tyłu miał też drugi
4:00
i do tego jeszcze przyczepiony fruwający balonik z tym samym dziwnym numerkiem. Dopiero, gdy zobaczyłam kolejne baloniki -
3:45
,
4:15
,
4:30
- to mnie olśniło, że to są planowane czasy i że wokół tych z balonikami gromadzą się ludzie, którzy w takim mniej więcej czasie chcą dobiec. Więc grzecznie przesunęłam się na koniec, za wszystkie baloniki (ostatni był ten z
4:30
), przyłączając się do tych, których jedyną ambicją było dotarcie do mety.
1km - 5km
Kółeczko wokół Błoni na dobry początek. Wszyscy ruszyli dość ostro i trochę głupio się czułam, kiedy mnie mijali. Usiłowałam wypatrzyć kogoś, kto by się tak nie spieszył i do kogo można by się podczepić. Wreszcie znalazłam - młody chłopak w żółtej koszulce. I żółta koszulka była tak samo ważna, a może nawet ważniejsza, niż to że biegł odpowiednim dla mnie tempem, bo dzięki niej wyróżniał się z tłumu i niełatwo go było zgubić w początkowym ścisku.
7km
Ul. Floriańska, a tam moja wychowawczyni z pierwszych klas podstawówki pstykająca zdjęcia (jej mąż startował). Poznała mnie i się zdziwiła, co tam robię.
10km
Na ławeczce nad Wisłą siedziało sobie starsze państwo. Pan bardzo serdecznie dopingował zawodników:
Świetnie! Dalej! Już nie daleko!
, a potem do żony:
No, najważniejsze to dobra propaganda!
15km
Lajt. Co prawda na alei Pokoju trochę wiało (za to nad Wisłą w ogóle - ja bym się raczej spodziewała, że będzie dokładnie na odwrót). Z uporem trzymałam się mojego przewodnika w żółtej koszulce. Miał naprawdę dobre tempo, nie za szybkie, równe. Problem w tym, że on tego tempa nie zmieniał, cały czas je utrzymywał, a ja się zaczęłam zastanawiać, czy dam radę tak do końca; na razie było ok, ale kto mógł przewidzieć, co będzie dalej? W rezultacie zaczął powoli wyprzedzać innych, tych którzy się spieszyli na starcie, a teraz zaczęli opadać z sił. Systematycznie. A ja uparcie siedziałam mu na ogonie. Chyba nawet mu to nie przeszkadzało - w każdym bądź razie nie narzekał (na głos - co nawyżej złorzeczył mi w myślach).
Trochę mi zrzedła mina, jak zobaczyłam pierwszych wracających - oni już obiegli Hutę i wracali na Błonia...
17km
Kto by pomyślał, że banany mogą orzeźwiać? Bo ja na pewno nie. Do tej pory na trasie były stoiska z wodą i napojami izotonicznymi, i jeszcze z mokrymi gąbkami, a teraz doszły jeszcze owoce. I okazuje się, że taki banan działa cuda: momentalnie człowiek przestaje być głodny, nabiera energii.
18km
Mój przewodnik w żółtej koszulce mnie olał - i to prawie dosłownie. Tzn. poczuł potrzebę i się oddalił. Nie widziałam go już do końca, na pewno mnie nie wyprzedzał, zauważyłabym.
Więc musiałam sobie znaleźć kogoś innego, kto by mnie pociągnął. Padło na pana w czerwonej opasce. Niestety nie na długo, bo się zatrzymał, żeby sznurówki poprawić. Wybrałam kolejnego, ale ten nagle opadł z sił i zaczął spacerować. No i zostałam sama, bo akurat się przerzedziło i przede mną w dość sporej odległości nikgo nie było widać...
Nie wiem, gdzie dokładnie biegliśmy, w każdym bądź razie za placem Centralnym zwiedziliśmy trochę Nowej Huty i byłam zaskoczona, bo całkiem ładnie tam było - jakiś staw, park i w ogóle zielono.
I kibice super. W sumie to nie tylko na Hucie, ale na całej trasie. Klaskali, dopingowali - jakoś tak milej się biegło z takim wsparciem :)
21km
Półmetek. Od teraz już bliżej niż dalej.
23km
Bohater powraca. Konkrtenie pan w czerwonej opasce. Długo wiązał te sznurówki. Nagle mnie wyminął, ale nie dałam mu uciec i się przyczepiłam.
25km
Pan w czerwonej opasce, najwidoczniej chcąc mnie zmylić i zgubić, zdjął opaskę. Przez chwilę myślałam, że zamienił ją na czapeczkę khaki, ale się jednak okazało, że pan w czapce i pan z opaską to byli różni panowie. Czerwoną opaskę jakoś straciłam z oczu, więc chwilowo moją ofiarą została czapka khaki.
30km
Aleja Pokoju, koło Plazy:
K****, dlaczego akurat teraz musi być pod górkę? Dlaczego w ogóle musi być pod górkę?!?! !@#$%^&*
. Większość ludzi zamiast biec spacerowała, więc było kogo mijać.
Gdzieś tu mniej więcej minęłam człowieka z balonikiem
4:30
idącego sobie spokojnie z jakąś małą grupką. Jak widać nie zrealizowali celu.
33km
Wisła. Wyczekiwana i upragniona. Coraz więcej spacerowiczów. A ja biegłam już bardziej siłą woli niż siłą mięśni.
Czapeczka khaki gdzieś mi się zgubiła i uciekła.
35km
Wisła raz jeszcze, ale tym razem ta na Reymonta. Rany, nie sądziłam, że można się tak ucieszyć na widok stadionu.
38km - 42km
To było
najdłuższe w moim życiu kółko wokół Błoni. W dodatku ten odcinek trasy był według mnie frustrujący, bo wybiegało się na Błonia od strony Cracovii i biegło pół okrążenia w kierunku mety - ale żeby do niej dobiec, trzeba było przebiec obok niej i zrobić jeszcze jedno kółko, taki ślimaczek. Straszne, kiedy patrzyłam na ludzi w wewnętrznym kółku, myślałam, że im zostało jeszcze 500m, a mi 5km...
Większość ludzi już nie dawała rady. Albo spacerowali, albo truchtali, ale z przerwami na marsz.
Dogoniłam i przegoniłam czerwoną opaskę.
40km
Hiperwentylacja spowodowana świadmością, że meta tuż tuż. Opanowana.
Wiatr dokładnie na linii Wawel -> Kopiec Kościuszki, czyli prosto w twarz.
42km 195m
Na mecie medal dla każdego i opatulenie folią gratis.
Wyniki nieoficjalne, klasyfikacja genralna: 4:34:51, 1977 (na 3096 startujących, 2417 sklasyfikowanych).
Wynik - zważywszy, że zaczęłam biegać ledwo pół roku temu, a na maraton zdecydowałam się gdzieś w styczniu - więcej niż satysfakcjonujący.