Strony

piątek, 14 października 2011

O tym, że nie należy jeść gorącego, świeżo upieczonego chleba przed snem, bo kończy się to katastrofą naturalną

Osoby dramatu:
Gosia D.
żona Mariana D. znanego krakowskiego piwosza
Maciek
irrelewantny, co wcale nie znaczy, że nieważny
tzm
człowiek, którego nie widziałam prawie rok, a jednak się pojawił
starsze panie z przystanku autobusowego
które wszystko wiedzą najlepiej
tłum kawiarniany
liczny i panikujący
Nie wiem, jak to się stało, ale umówiłam się na dwa spotkania tego samego wieczoru. Cóż, z moim poziomem rozgarnięcia wszystko możliwe...

Po pierwsze: miałam się spotkać z Maćkiem i TZM, iść na piwo, pogadać itd.
Po drugie: miałam wpaść do Gosi, bo wekspediowała gdzieś mężą i sama bawiła Madzię, więc miałyśmy sobie zrobić we trzy babski wieczór przy soczku jabłkowym.
A wszystko to w piątek o ósmej wieczorem.

Postanowiłam, że pójdę na jedno piwo, a potem do dziewczyn. Spotkaliśmy się i zaciągnęli mnie do jakiegoś klubu na ostatnim piętrze jakiegoś wysokiego budynku, otoczonego głębokim kanałem (byłam kiedyś w jakimś lokalu na ostatnim piętrze Jubilata na Wisłą - może o to chodziło?). Akurat były tam jakieś egzotyczne występy, więc niestety nie pogadaliśmy za bardzo, a ja po niecałej godzince zaczęłam się zbierać.
Wyszłam na zewnątrz i zaczęłam szukać przystanku. Szukałam długo i usilnie, ale przystanki przy wielkich, nowo wybudowanych rondach mają to do siebie, że jest ich milion, są dobrze zakamuflowane, a odległości między nimi też spore. W końcu, zrezygnowana, podeszłam do grupki starszych pań okupujących jeden z przystanków i poprosiłam o wskazówki. Dość długo naradzały się na głos między sobą, ale w końcu ustaliły wspólną wersję, którą też mi uprzejmie wyłożyły. Wyposażona w niezbędne informacje zaczęłam iść w - miałam nadzieję - odpowiednim kierunku.
I w tym momencie nad Krakowem ropętała się straszna burza. Chmury przyszły znikąd, a towarzyszył im prawdziwy huragan. W momencie kiedy na niebie zaczęły się tworzyć wiry i leje sięgające ziemi, chwyciłam telefon i - nie, nie zaczęłam robić zdjęć ani nic podobnego. Spokojnie zadzwoniłam do Gosi, przeprosiłam za spóźnienie i wyjaśniłam, co się dzieje i że w związku z tym chyba nie będę mogła w ogóle się pojawić. Jej głos brzmiał dość sceptycznie, kiedy wspomniałam o cyklonach, miałam nadzieję, że się nie obrazi.
Cóż ja biedna miałam zrobić - wróciłam do klubu. I kiedy wspinałam się na to ostatnie piętro przez wąskie korytarze i klatki schodowe, to burza rozszalała się na dobre - tak bardzo, że strąciła wierzchołek budynku do pobliskiego kanału. Wylądowaliśmy po dach zanurzeni w wodzie, ale na szczęście nic nie przeciekało. Ludzie trochę zaczęli tracić głowę, ale znalazł się ktoś odpowiedzialny, kto umiał się odnaleźć w kryzysowej sytuacji, poustawiał wszystkich i powiedział, co mają robić. Na szczęście nie było czasu, żeby za bardzo spanikować, bo burza przeszła, a nas uratowali strażacy.
Na zewnątrz czekała już na mnie Gosia, która wcale nie była na mnie zła, ale otuliła mnie ciepłym kocem i zabrała do siebie do domu na gorącą herbatkę.

Jak widać plaga zakręconych koszmarów i mnie dopadła...
Czy jakiś Freud podejmie się interpretacji..?

wtorek, 11 października 2011

Notatki z notatek, czyli skrót z ostatniego miesiąca. A raczej dwóch.

I Still Haven't Found What I'm Looking For

Ciocia Kało

Ta ciocia, która wie, gdzie są huśtawki z oparciem, bo na tych łańcuchowych Zuzanka jeszcze się huśtać nie może, bo mogłaby zrobić ba!

Staring at the Sun

Wieliczka

Nie powiem, żebym dużo jej pozwiedzała, ale to, co widziałam, wygląda kusząco.

All I Want Is You

Ślub Krzycha i Agi

Pan Młody w nogą w gipsie, ale wcale mu to nie przeszkodziło w tańczeniu z żoną oraz zabawianiu reszty gości.
Genralnie na hasło duże, dwudniowe, wesele na wsi, z poprawinami to ja reaguję alergicznie. Ale było super. Wszystko: ślub, ceremonia, Państwo Młodzi i Ich Rodzice, goście, cała oprawa, muzyka, dekoracje, a przede wszystkim atmosfera - atmosfera autentycznej radości i miłości.
I pan kierowca, który nadziwić się nie mógł, że goscie tak dobrze się bawili, aczkolwiek jak najbardziej kulturalnie, bo potrafili zachować umiar i nikogo nie trzeba było wynosić.
Kolor wieczoru: ciemnomorski odcień zieleni.

Where the Streets Have No Name

Ul. Reymonta

UJ, WFAIS, SMP itd. itp.
Park Jordana.
Nowa stara Nawojka.

Tryin' to Throw Your Arms Around the World

Mała Madzia

Najnowszy członek towarzystwa IS. Malutka, urocza i niepłacząca na widok gości. Za to jeszcze ciągle bardzo przywiązana do swojej mamy, przez co nieco sabotowała kolejne imprezy z jej udziałem. Ale i tak jest kochana.

Elevation

Różowe buty

Cóż poradzić, okazały się najporządniejsze i najwygodniejsze, ech... Podobno to się tak niewinnie zaczyna, a potem leci torebka, bluzka, spodnie i tak dalej... Ale przyjaciele zapewniają, że jeśli za bardzo się w różowym rozsmakuję, to urządzą mi interwencję, której głównymi punktami programu będą wtargniecie w czarnych maskach i pranie mózgu Perwolem do czarnych tkanin oraz duży transparent, że to interwencja i listy. Więc czuję się bezpieczna.
Niewątpliwie pozytywnym skutkiem kupna owych butów jest powrót do biegania po trzymiesięcznej przerwie. I całe szczęście, bo już zaczynałam chodzić po ścianach z całego tego stresu, a rower niestety nie działa na mnie tak rozluźniająco.

Mis Sarajevo

Filharmonia Krakowska

No wreszcie! Pendercki i Paderewski, czyli akurat panowie, których znam bardzo słabo (o ile wcześniej w ogóle cokolwiek kojarzyłam...). Ale stwierdziłam, że to i lepiej, tym większa była niespodzianka i zainteresowanie. Chociaż, gdybym się najpierw lepiej zorientowała, czego będziemy słuchać, to może wiedziałabym, że koniec to już koniec, a nie przerwa...
Wnioski:
  1. Poezję lubię, ale wolę recytowaną aniżeli śpiewaną (wieczorki poetyckie w Słowackim wspominam mile na ten przykład)
  2. Muzyka na żywo to jest doświadczenie o klasę wyższe niż słuchanie nawet z najlepszych głośników

Miracle Drug

Bydgoska

Stare śmieci. Ech.

Stuck in a moment

Wieczór panieński eM.

Reakcja mojej Mamy na wiadomość, że wybieram się na taką imprezę: W szafce jest kilka paczek prezerwatyw, może się wam przydadzą. Na moją zdziwioną i rozbawioną minę uściśliła, że chodzi jej o zrobienie z nich balonów jako dekoracji. Dobrze, że sprecyzowała.
Komentarz przed klubem, w którym ów wieczór miał swój finał: Ponieważ jest rezerwacja, to może pani wejść, ale następnym razem wymagamy eleganckiego ubioru. O co chodziło, zrozumiałam, kiedy w pewnym momencie w lokalu zaczęły się masowo pojawiać dziewczęta w pseudoskórzanych minispódniczkach... Rzeczywiście nie pasowałam do zestawu. Ale nawet ubrana tak jak one też bym nie pasowała.

Kite

Jesień

Przyszła.

Stay (Faraway, So Close!)

Flash mob

Czytelniczy. Nie żadne tańce, pokazy, występy. Po prostu należało przyjść na rynek i w samo południe wyciągnąć książkę i zacząć czytać. Tak średnio wypaliło, bo pogoda chyba ludzi wystraszyła, więc frekwencja była mierna.
Ale ja mam zaliczone.

Satellite of Love

Ślub eM. i Przyba

Impreza z założenia odmienna od wcześniejszej. Przyjęcie/kolacja.
Komentarz mojej siostry na wiadomość, że na weselu nie będzie wódki, a tylko wino - Na imprezach abstynenckich goście się najłatwiej upijają, bo tak ukradkiem i szybko pod stołem - okazał się być poniekąd proroczy.
Po raz pierwszy widziałam od wewnątrz Kolegiatę Św. Anny - co jest ewenementem, że tyle czasu mnie to omijało, bo studiowałam na UJ-cie dłuuugo i udzielałam się w Samorządzie Studenckim itp., a wszystkie oficjalne wydarzenia uniwersyteckie mają przeważnie w programie mszę w tym właśnie kościele.
Kolor wieczoru: czerń. Tak po prostu.
Bilans wieczoru liczony w sztukach straconej bielizny: 1 (że też nie mogłam zostawić szczoteczki do zębów, no...). Bez komentarza.

Untill the End of the World

Wybory

Swój obywatelski przywilej wykorzystałam tym razem w Krakowie. Zawsze to jakieś urozmaicenie.

Love is Blindness

Dygresja na temat bliskiego spotkania z polską rzeczywistością kolejową.

Bo nie wiadomo dlaczego zachciało mi się raz przetestować, jak obecnie kursują pociągi na trasie Kraków - Oświęcim. Odremontowany peron pierwszy na Dworcu Głównym na pierwszy rzut oka robi całkiem niezłe wrażenie. Na drugi rzut oka już niekoniecznie. Tablice niby są, ale żeby cokolwlwiek wyświetlały jak trzeba (albo w ogóle cokolwiek wyświetlały, bo momentami zdawały się nie działać zupełnie), to by chyba było zbyt piękne. Monitory z listą przyjazdów i odjazdów podają tylko odjazdy (dodać jednak należy, że podają źle, bo przez nie jak głupia czekałam w niedzielę na pociąg, który kursuje tylko w tygodniu, bo na liście odjazdów z danego peronu figurował i miał przyjechać); a i to taką czcionką i z zacinającym się przewijaniem tekstu, że ciężko tam się czegokolwiek doczytać. Jedyne słowa przetłumaczone na angielski to właśnie owe odjzady i przyjazdy, a przecież wystarczyłoby tak niewiele, żeby ułatwić tym wszystkim turystom życie, żeby się nie musieli zastanawiać, który numer to peron, tor, sektor i która miejscowość jest docelowa, a która startowa itp. Automaty biletowe są, owszem - ale (dlaczego??) można w nich kupić tylko i wyłącznie bilety po aglomeracji krakowskiej... Itd.

Beautiful Day

niedziela, 2 października 2011

Małe szczęścia

Uszczęśliwiłam dziś pół Krakowa.
No, przesadzam (bo ani nie tak dużo, ani nie tak bardzo), ale takie miałam wrażenie.
Bo kiedy jeździłam autobusem, spacerowałam, robiłam zakupy, to ludzie się dziś do mnie uśmiechali. Patrzyli ze zdziwieniem / zmieszaniem / rozbawieniem / pytająco, pokazywali mnie swoim dzieciom, niektórzy coś zagadali... Ale na koniec i tak się uśmiechali.
A ja się uśmiechałam z powrotem.